Stukot końskich kopyt niósł się echem po opuszczonej
okolicy. Zacisnął mocniej dłoń na lejcach i rozejrzał się dookoła. Błąkał się
od długiego czasu i nie miał pojęcia, jaki dzień jest i gdzie się znajdował.
Krok za krokiem, minuta za minutą, godzina za godziną... Powoli zapominał, kim
tak naprawdę był. Jego zgrabne, delikatne dłonie znaczyły niezagojone rany.
Jego ubrania nosiły na sobie ślady krwi, a zaschnięta posoka w kilku miejscach wyróżniała
się na pobladłej, brudnej twarzy. Potargane włosy dopełniały tego tragicznego
wizerunku; krzywo obcięte bezładnie opadały na ramiona.
Nikt nie rozpoznałby w nim wspaniałego Pirackiego Księcia.
Nawet on sam.
Zachwiał się i upadł na ziemię. Koń prychnął; jedynie on
zmotywował go do podniesienia się z kolan, by prowadzić dalszą bezcelową
wędrówkę. Uniósł oczy ku niebu.
Przesłaniały je lekkie, szarawe chmury, które chroniły przed
spiekotą promieni słonecznych. Wiatr leniwie przeganiał je coraz dalej. Czuł
chłód, gdy owionęły go mocniejsze podmuchy. Opuścił wzrok.
Z miejsca na miejsce, bez celu, ku wielkiej niewiadomej. Zupełnie
jak on.
Prawy kącik ust uniósł się w geście dramatycznej, ironicznej
imitacji uśmiechu.
Zatrzymał się.
W oddali majaczyła niewielka wioska. Nie wiedział, czy
cieszy się na widok zamieszkanego terenu, czy bardziej się go obawia. A może...
to tylko oszalała z samotności wyobraźnia? Może to, co widzi, to tylko ogromne
marzenie? Może tam nic nie ma?
Zamknął oczy i nabrał powietrza w płuca.
Na tym świecie nie było miejsca dla szaleńców takich, jak on.
Drżącymi rękami sięgnął po swój ukochany miecz.
- Dlaczego jesteś cały we krwi?
Cichy, kojący głos dotarł do jego uszu. Powoli odwrócił się
w jego stronę. Przy wysokim drzewie stała drobna dziewczyna. Długie,
jasnoniebieskie włosy tańczyły na wietrze wokół jej twarzyczki. Kontrastowały z
niemalże białą cerą i odznaczającymi się, granatowymi oczami. Niedbale
zawiązane kimono zsuwało się z kościstych ramion, odsłaniając kawałek gładkiej,
mlecznej skóry.
Spojrzał na nią i otworzył usta, by odpowiedzieć, ale nie
mógł wydobyć z siebie głosu.
- Chodź – powiedziała łagodnie – Uczynię cię czystym na
nowo.
Wyciągnęła ku niemu dłoń.
A on, w przypływie niezrozumiałej rozpaczy, chwycił ją z
całych sił.
Pozwolił, by ostrożnie oczyszczała jego rany; wilgotnym
ręcznikiem zmywała brud z twarzy i szyi. Okryła go czystym prześcieradłem i
czesała zniszczone kosmyki blond włosów. Bez słowa, w zupełnym milczeniu
ofiarowała mu wszystko, co mogła, byle uratować jego życie. Nigdy nie dostąpił
tak wiele czułości, jak od przypadkowej, nieznanej dziewczyny.
- Jak masz na imię? – zapytała, głaszcząc go po głowie, gdy
położył się na niewielkim łóżku. Momentami miewała wrażenie, że zajmuje się
zamkniętym w sobie, autystycznym dzieckiem, a nie dorosłym mężczyzną. Długo
czekała na odpowiedź, aż straciła wiarę, że kiedykolwiek ją otrzyma.
- ...dish – wyszeptał niemal niesłyszalnie, ale za chwilę
powtórzył, jakby chciał przekonać samego siebie – Cavendish.
Słaby uśmiech rozjaśnił oblicze błękitnowłosej.
- A ty?
Nie spodziewała się tego pytania. Westchnęła cicho.
- Nie wiem. Straciłam pamięć – powiedziała spokojnie, nie
przestając go głaskać – Nadaj mi jakieś imię.
Znów zapanowała nużąca cisza.
- Yori.
Przymknęła zmęczone oczy i pochyliła się nad nim.
- Dziękuję – jej głos stał się nieco radośniejszy – Śpij
spokojnie, Cav.
Kiedy otworzył oczy, otaczała go jasność słonecznego poranka.
Poruszył się ostrożnie, zdjęty przerażeniem. Niewiele pamiętał, ale sama
świadomość tego, że zasnął, doprowadzała go do histerii. Co zrobił, gdy alter
ego przejęło kontrolę nad jego ciałem?
Kiedy odwrócił głowę, wydał z siebie zduszony okrzyk.
Tuż przy nim siedziała uśmiechnięta dziewczyna. Ledwie
powstrzymywała się przed zaśnięciem, pocierała zaspane oczy i ciepłymi rączkami
ogrzewała jego dłoń.
Dotyk. Rozgrzewający, czuły, pozbawiony strachu. Nie
wiedział, czy była szalona czy nieświadoma, jak wiele ryzykowała. Ale jednego
mógł być pewny.
Nigdy nie zdołałby opisać spokoju, jaki wtedy ogarnął jego
umęczoną duszę.
____________________________________________________
Och, it's been a while. Ten jednopart to efekty oglądania Kamisama Hajimemashita i zachwycania się głosem Akiry Ishidy. Mogłabym go słuchać godzinami.
Do następnego! <czyli jeszcze dzisiaj>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz