W
powietrzu unosił się słodki, lekko drapiący w gardle zapach.
Właściciel laboratorium zaśmiał się głośno, zadowolony z
efektów swych eksperymentów. Był coraz bliżej uzyskania
upragnionego efektu; tylko niewielkie poprawki dzieliły go od
otrzymania wymarzonego specyfiku. Po tylu latach trudnych starań
jego marzenia miały szansę się spełnić.
Obsesja
zmieniła go w pustą, bezuczuciową maszynkę do tworzenia coraz
groźniejszych substancji.
- Hej,
zobacz, już tak niewiele brakuje. Możesz być ze mnie dumna.
Jego
słaby uśmiech zaraz zmienił się w zwyczajowy grymas. Nostalgia,
która owionęła go subtelnie, rozpłynęła się jak mgła na
wietrze. Teraz z pewnością uratowałby jej
życie. Teraz potrafiłby uczynić ją szczęśliwą.
Oh,
nie możesz słyszeć że płaczę,
Zobaczyć, jak moje marzenia umierają,
W tym miejscu w którym stoisz,
Samotnie.
Jest tutaj tak cicho,
I jest mi tak zimno,
Ten dom dłużej nie pozostanie moim domem.
Zobaczyć, jak moje marzenia umierają,
W tym miejscu w którym stoisz,
Samotnie.
Jest tutaj tak cicho,
I jest mi tak zimno,
Ten dom dłużej nie pozostanie moim domem.
W
przypływie furii strącił z metalowego blatu szklaną probówkę,
która z głuchym dźwiękiem roztrzaskała się o podłogę.
Rozkoszował się przez moment tym łoskotem, dopóki w
pomieszczeniu nie zapanowała cisza. Cóż to? On, zły, nieznający
krzty człowieczeństwa, zaczynał się czegoś obawiać? Uciekał
przed samym sobą, chowając resztki ludzkich odruchów głęboko w
swoim sercu. Tak, by już nic nie czuć. By nigdy nie musieć na nowo
podnosić się z upadku. Już
nigdy.
Zacisnął
dłonie w pięści. Dobrze wiedział, że czegokolwiek by nie zrobił,
i tak to wspomnienie będzie go ścigać, wszędzie, aż po sam
kraniec piekła.
Najtrudniej jest wybaczyć
samemu sobie.
Schylił
się po ostre odłamki. Nigdy tego nie robił, cały bałagan
sprzątali jego podwładni, tak ślepo wierzący w dobre intencje
swego pana. Ale teraz nie był sobą. Zupełnie jakby tracił
panowanie nad sobą i wykreowaną, lodowatą wersję siebie.
Choć
w laboratorium panowała przejmująca cisza, zdawało mu się, że
słyszy szept - słaby, przypominający złudzenie. Może faktycznie
nim był. Ale wciąż doskonale rozróżniał wypowiadane słowa i
znów musiał przyznać, że nie poradził sobie z własną
przeszłością.
Caesar. Caesar.
Jej miękki, łagodny głos
przenikał go na wskroś i całą swą delikatnością czynił w nim
ogromne spustoszenia; jak huragan, który porywał resztki jego siły
i zdrowego rozsądku. Kochał sposób, w jaki wymawiała jego imię,
ale nienawidził siebie.
Za swoją bezsilność.
Mieszając w naczyniu kolejną
porcję nowego leku, raz po raz spoglądał na siedzącą przy stole
dziewczynę. Nieustannie poprawiała wymykające się zza ucha
kosmyki falowanych włosów, które bezczelnie przeszkadzały jej w
czytaniu gazety. Wodziła wzrokiem po gęsto zapisanych kartkach i
wzdychała raz po raz, marząc o dalekich podróżach, nieraz
opisywanych w obszernych artykułach.
- Caesar.
Ton jej wypowiedzi nieco się
zmienił i naukowiec już wiedział, że to nie zwiastuje niczego
dobrego. Odłożył pojemnik na bok i powoli zbliżył się do niej,
spoglądając to na nią, to na leżącą na stole prasę.
Kiedy pochylił się
nieznacznie nad nią, miała wreszcie pewność, że uważnie ją
wysłucha, dlatego odważyła się kontynuować swoją wypowiedź.
- Chciałabym jeszcze zobaczyć
morze.
Zesztywniał, słysząc jej
prośbę. Mimo tego, że powtarzała ją dosyć często, to
niewiarygodny smutek, jaki brzmiał w jej głosie, poważnie go
zaniepokoił.
Podniosła się z krzesła i
niepewnie chwyciła jego dłonie. Uśmiechnąwszy się słabo,
popatrzyła mu w oczy, już bez żadnego strachu.
- Zostaw to – wskazała na
poustawiane na blacie fiolki z różnymi specyfikami. - To nie jest
takie ważne. Pójdź ze mną na plażę.
- Poczekaj, już wiem, co
zrobić, by to zaczęło przynosić efekty, zobaczysz, że... - nie
dokończył. Przyłożyła mu palec do ust i pokręciła leciutko
głową.
- Caesar – wyszeptała –
Proszę... Bądź ze mną. Już czas.
Choć
wykorzystali ich czas najlepiej, jak tylko było to możliwe,
niespełniona obietnica ciążyła na nim przez całą dekadę.
Zrobił wszystko, by zrealizować swój najważniejszy cel. Teraz był
już od niego o krok.
O
dziesięć lat za późno.
Wybacz mi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz