niedziela, 15 listopada 2015

pierwszy:witamy w nowej erze

- Mam prośbę.
- Jaką?
- Jest śliczna. I bardzo mądra... Czy mógłbyś...
- Jesteś taki sam, jak Twój ojciec.
     Ciężkie westchnięcie rozproszyło ciszę, która spowiła tonący w mroku pokój wiceadmirała. Choć wszyscy prawdopodobnie już spali, to on czuwał; bacznie obserwował roztaczający się przed Główną Kwaterą Marynarki Plac, jakby w obawie, że ktoś mógłby zmącić spokój panujący tamtej nocy. Jego obowiązkiem było strzec tego miejsca.
Jestem Marine! Mój obowiązek to ochrona Marineford!
     W imię zasad.
     W imię jego świętego obowiązku.
     W imię Absolutnej Sprawiedliwości.
     Nie spodziewał się, że potrzebowała ona przelania takiej ilości krwi. Teraz patrzył na podnoszące się z ruin Marineford i myślał, co mogłoby się stać, gdyby jego wnukowie posłuchali go kilkanaście lat temu. Pewnie byłoby inaczej. Być może teraz wiedliby spokojne życie na jedynej słusznej ścieżce. Z ich uporem i silną wolą mogliby już zdobyć tytuł kapitanów, a może nawet więcej, kto wie? Być może..
     Z każdą myślą pogrążał się w zawiłych wspomnieniach, nieco wyblakłych, zniekształconych, zdeformowanych przez czas. Zawsze chciał, by wyrośli na porządnych ludzi. W którym miejscu popełnił błąd? Czy oddanie ich pod opiekę Dadan tak źle na nich wpłynęło? Czy to piracka, niepokorna krew była przyczyną ich niebezpiecznych marzeń? Ilość pytań bez odpowiedzi nieustannie się powiększała.
Gdybyście tylko się mnie posłuchali..
     Czas nie wybaczał żadnych błędów.
     Zrozumiał to dopiero wtedy, gdy jeden z nich, w imię braterskiej miłości, poświęcił swoje życie.
Idioci – wyszeptał, chowając twarz w dłoniach – Dlaczego ze wszystkich ludzi na świecie, musiało trafić akurat na Was...?
     Było już za późno. I tylko nadal nie mógł pojąć, że od tamtego wydarzenia spędził już na tym rachunku sumienia niemal dziewięćdziesiąt nocy.
- Jak mam chronić ludzi całego świata, skoro nie udało mi się uratować swojego wnuka?
Czy kiedykolwiek dostanie rozgrzeszenie?

     Niepokój jak lepka nić owijał się wokół jej krtani i z każdym oddechem czuła, że ogarnia ją coraz silniejszy strach. Choć próbowała zająć się czymkolwiek, co mogłoby odciągnąć ją od galopujących, zmieszanych obłędem myśli, nie potrafiła się uspokoić.
Z tamtego wieczora pamiętała tylko panikę, ból i krew.

- Admirale Momonga..
    Niepewny głos jakiegoś żołnierza z jego oddziału wyrwał go z głębokiego zamyślenia, w którym pogrążył się lustrując zdewastowany niedawną walką plac.
Przeniósł chłodny wzrok na swego podwładnego.
- O co chodzi?
Zakłopotany chłopak podrapał się po głowie i westchnął, jakby niechętny do składania wyjaśnień.
- Znaleźliśmy kogoś żywego...
- Nie brać jeńców – lodowaty ton niedoszłego bohatera Marynarki zdawał się wykluczać wszelkie możliwe inne opcje. Jednak żołnierz nie zraził się kontynuował, naglony niespodziewanymi wyrzutami sumienia:
- Nie wygląda na kogoś związanego z piratami, prawdopodobnie to członek załogi badawczej, która po prostu znalazła się w pobliżu i została zaatakowana – mówił pewnie, nic nie robiąc sobie z karcącego wzroku Momongi – To kobieta. Błogosławiona.
     Dramatyczna przemowa zwykłego majtka jeszcze przez dłuższą chwilę dźwięczała zgromadzonym wokół w uszach. Wiceadmirał potrząsnął głową, nie mogąc zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi.
- Błogosławiona?
- Proszę za mną, panie admirale.
Przemierzając krwawe pobojowisko, dotarli aż do jego krańca, brzegu zatoki. Na ocalałej, szerokiej desce, która prawdopodobnie służyła jako prowizoryczne nosze, leżała poraniona młoda dziewczyna.
Błogosławiona?
     Podszedł do niej bliżej i pochylił się nad nią. Na naznaczonej zadrapaniami bladej twarzyczce malował się wyraz wielkiego cierpienia.
Błogosławiona? Widocznie miał na myśli ' w stanie błogosławionym'.
    Ranna poruszyła ustami, ale z jej gardła nie wydobył się żaden inny dźwięk oprócz słabego charkotu. Zakrztusiła się własnym oddechem, a z zsiniałych ust wyciekła strużka krwi. Wiceadmirał widząc, w jak ciężkim stanie znajduje się dziewczyna zrozumiał, że musi szybko podjąć decyzję, inaczej będzie miał na sumieniu życie jej i nienarodzonego dziecka, które nosiła pod sercem.
- Zabierzcie ją do Kwatery.
    Żaden z mężczyzn nie drgnął, w osłupieniu wpatrując się w swego przywódcę.
- Przecież nie mamy pojęcia, kim ona jest i co tutaj robi, a poza tym – Kwatera to nie szpital!
     Przez moment panowała trudna do zniesienia cisza.
- Jeśli zostanie tu dłużej, to na pewno umrze! To są wyjątkowe okoliczności, a poza tym.. Jak Ty się zwracasz do bohatera Marynarki?!
      Około dziesięciu żołnierzy w bezbrzeżnym zdziwieniu obserwowało ostrą wymianę zdań między Momongą a kapitanem.
- Czy to, że Ci nie stanął na widok Cesarzowej Piratów czyni Cię bohaterem Marynarki?!
    Lekki uśmiech wkradł się na twarze stojących w pobliżu mężczyzn. Dowódca prychnął pogardliwie, nie mogac znaleźć dobrej riposty. Czyż nie ucierpiała jego wygórowana ambicja?
- Kilka minut i będziecie mieć na sumieniach dwa życia. Ktoś musi się zając jej ranami – oznajmił chłodno – Wykonać. Natychmiast.
     Dopiero wtedy dwóch chłopaków zdecydowało się pomóc jej. Zabrali ją w bezpieczne miejsce, by ktoś wykwalifikowany opatrzył jej rany.
     Zniszczony, bladoróżowy kwiat został w miejscu, gdzie wcześniej leżała.

     W Kwaterze zawrzało.
- Kim ten ktoś jest i co w ogóle tutaj robi?
    Równie rozzłoszczony, co zaskoczony Akainu nerwowo przechadzał się wzdłuż dużego pomieszczenia. Kradzież statku Marynarki i walka z piratami w tak krótkim czasie po wojnie z Białobrodym nadszarpnęła ich i tak nadwątlone siły i reputację. Pomoc komuś, kto mógł współpracować z bandytami przechodziła jego wyobrażenia.
- To ciężko ranna kobieta, zabraliśmy ją z miejsca walk, gdyż w innym przypadku niechybnie by umarła. Poza tym, z naszych ustaleń wynika, że.. jest to ciężarna kobieta.
    Admirał floty zatrzymał się i powoli odwrócił. Zmierzył wzrokiem przerażonego marynarza, składającego mu ten raport, aż w końcu westchnął ciężko i przetarł twarz dłońmi. Sytuacja, do której doszło, była trudniejsza, niż się spodziewał.
- Zajmijcie się nią. Potem zdecydujemy, co zrobić.
-Tak jest!
Żołnierz zasalutował i odszedł.
Sakazuki skrzyżował ręce na piersi i zasiadł za masywnym biurkiem, na którym leżało kilka nieprzejrzanych jeszcze oświadczeń i sprawozdań.
    Niejasne uczucie kiełkowało w nim, ale starał je w sobie zdusić, odrzucając wszelkie myśli o dziewczynie, którą lekarze właśnie próbowali uratować.
_______________________________________________________
Przepraszam za wszelkie nieścisłości i chaos, ale niestety, ten rozdział tego wymagał. 
No i oczywiście dziękuję za wszystkie miłe słowa, jesteście kochane.

2 komentarze:

  1. Prolog tego opowiadanka mnie zaciekawił. Moulin, bo tak chyba miała na imię dziewczyna jeśli dobrze pamiętam, bardzo przypomina mi Rouge :D Swoją drogą imiona dwóch Pań dają "Moulin Rouge" :) Swoją drogą, nie wiem czy wiesz, Sanji ma piosenkę o takim tytule ;) Oj, wróciły wspomnienia xD

    W sumie o bohaterce nie mogę jeszcze nic powiedzieć, bo mało co o niej wiem. Współczuję jej i jedyne, co mi do głowy przyszło jak czytałam, to myśl, że chciałabym przeczytać jej retrospekcje z Ace'm. Z tego co pisałaś to znali się krótko, ale jestem ciekawa jak to tam między nimi było :) Czekam aż bardziej rozwiniesz jej postać.

    Po początku rozdziału pierwszego mamy nieco rozjaśnioną sytuację :) Bardzo mi się podobał fragment Garpa. Te jego rozterki pasują do jego stanu z tamtej chwili i do tego, co krzyczała Makino stając między nim a Dadan. I tak, myślę że pozostawienie chłopaków pod opieką Dadan było w jakimś sensie błędem xD Kto normalny zostawia dzieciaki pod opieką górskich bandytów? xD Garp to ma wyobraźnię czasami, naprawdę xD Bardzo fajnie wczułaś się w jego postać :) Podoba mi się!

    Biedny Momonga, wszyscy tak po nim jeżdżą xD Chociaż szczerze powiedziawszy to nie pasują mi do niego słowa "Jak Ty się zwracasz do bohatera Marynarki?!". Może mi coś umknęło z serii, ale wydaje mi się, że on był raczej szanowanym marynarzem i podwładni również w życiu by się do niego tak nie odezwali. Ale za to tekst o Hancock mnie rozwalił xD

    No i zaskoczyła mnie reakcja tego dupka Akainu xD Przyjął to tak w miarę spokojnie i jeszcze się zgodził? o.O Toż to nie pasuje do tego karierowskiego kundla. Uznam jednak, że to był mały akt litości z jego strony :)

    No i co z Moulin? Co ona w ogóle tam robiła? o.O Ciekawa jestem jak to wytłumaczysz, bo ja nie mam aktualnie żadnych pomysłów, a już zwłaszcza, że przecież w tamtym rozdziale była jeszcze bezpieczna na wyspie o.O No i ten kwiat? A może to nie Moulin? Ła, nie wiem :D Czekam na nowy rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. Łoho, aż mnie ciarki przeszły :D Czyli jednak tak jak myślałam chodziło tutaj o postać Ace'a, naprawdę bardzo fajnie to wszystko rozegrałaś. Ukazanie odczuć i rozmyśleń Garpa pokazuje jego postać z bardzo pozytywnej strony, oddając tym samym jego oryginalnego ducha.

    Miło jest również wrócić do obrazu Marineford po wojnie. Nie obyło się również bez komediowego wątku (związanego z Momongą i uwagi na temat jego spotkania z Hancock) co dodało miłego smaczku :)

    Przy pojawieniu się Akainu aż ciśnienie mi skoczyło, ale to tylko i wyłącznie przez niechęć do jego osoby xD Miło chociaż, że ulitował się nad biedną dziewczyną (właściwie jakim sposobem się tam znalazła?!). Jednak posiada choć trochę sumienia,

    To dziecko bez wątpienia należy do Ace'a, co może wywołać spore zamieszanie jeśli ktokolwiek się o tym dowie (szczególnie Akainu!). Garp zapewne zainterweniuje tak jak w przypadku Rouge. Przyjemnie zobaczyć takie zataczanie koła :D

    Opisy bardzo fajnie napisane, oddawały odczucia bohaterów i można było wyraźnie je poczuć. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać cierpliwie na kolejny rozdział, który -mam taką nadzieje - pojawi się już niedługo.

    Powodzenia i dużo weny! :D

    OdpowiedzUsuń