Wieści o wydarzeniach z Marineford
dotarły nawet tam. Wszyscy starali się ochronić ją przed
koszmarnymi wieściami. Zwodzili, ukrywali przed nią gazety, albo
pokrętnie mówili, że ostatnio nie mieli czasu, by przejrzeć
prasę.
A ona czuła, że została sama. Nikt
nie musiał potwierdzać jej domysłów. Silne przeczucie nie
opuszczało jej ani na krok, aż w końcu przyszedł dzień, w którym
poznała prawdę.
- Siostrzyczko, siostrzyczko..!
Wreszcie Cię znaleźliśmy!
Radosny głos dzieci odbił się echem
w jej głowie, ale nic nie zrozumiała z ich słów. Pustym wzrokiem
wpatrywała się w horyzont, tak jakby to mogło jeszcze coś
zmienić. Nie reagowała na bodźce, nie odpowiadała na słowne
zaczepki.
-... chodź, bo zmarzniesz..!
Spuściła głowę.
A więc to musiał być taki koniec?
- .... w domu czekają z obiadem!
Zagryzła wargę. Z jej oczu nie
wypłynęła ani jedna kryształowa łezka. Wszystkie wypłakała
podczas ostatnich nocy.
- Siostrzyczko?
Rozluźniła zaciśniętą dłoń, a
wiatr porwał do tańca kilka kartek gazety. Wesołe pokrzykiwania
natychmiast ustały. Stało się coś, co nie powinno mieć miejsca.
Przymknęła powieki. Wszystko to, co
ją otaczało, nagle zupełnie straciło na wartości. Przestała
zwracać na to uwagę. Nie czuła nic. Ani żalu, ani smutku, ani
strachu. Pozwoliła głuchej pustce wypełnić jej duszę. Nie
buntowała się. Nie wyszeptała nawet jednego, zrozpaczonego słowa.
Ciepłe podmuchy wiatru bawiły się
jej jasnymi włosami, szarpiąc je i plącząc. Dwoje około
dziewięcioletnich dzieci w milczeniu obserwowało ją, aż w końcu
zdecydowały się do niej podejść. Dopiero, kiedy ciepła rączka
rudowłosej dziewczynki wsunęła się w jej chłodną dłoń,
przeniosła na nich swój wzrok.
- Siostrzyczko, wracajmy do domu.
Pozwoliła, by to one zaprowadziły ją
do jej ostatniego już schronienia przed złem całego świata.
Mijała wszystkich znajomych ludzi, którzy pozdrawiali ją
serdecznie. Wodziła smutnym spojrzeniem po ich wesołych, niemal
beztroskich twarzach, ale jednak nie zapytała nikogo, dlaczego ją
okłamywali. Nie miała im tego za złe.
Kiedy tylko przekroczyła próg domu,
powitał ją przyjemny zapach świeżo przygotowywanych potraw.
Rozejrzała się po przestronnym pomieszczeniu; na stole leżało
pięć nakryć, a pośrodku stał bukiet czerwonych kwiatów. Z
kuchni dochodziły ją odgłosy zwyczajowego krzątania się podczas
gotowania. Odetchnęła głęboko. Powoli, nieco chwiejnie skierowała
się ku schodom prowadzącym na wyższe piętro. Zamknęła oczy, z
czułością dotykając drewnianej poręczy.
Znów słyszała głośny śmiech,
który w tamte dni wypełnił ich dom. Odbijał się echem i powracał
na nowo. Wtedy było tak dobrze.
Szybkie kroki na schodach, gdy starała wymknąć się
niepostrzeżenie w tamten upalny wieczór, najpiękniejszy w jej
życiu.
Uśmiechnęła
się słabo. Tak minęły dwa miesiące od tamtych wydarzeń. Kto by
pomyślał, że tak to wszystko się potoczy? Wtedy nie myśleli o
przyszłości; była tak odległa i niepewna, jak sen. Nie mogła
oczekiwać niczego innego. Życie, jakie wiedli piraci nie pozwalało
im snuć dalekosiężnych planów, które zostawały nieraz zmieniane przez
potężnie, nieujarzmione morze w kilka chwil.
Nie
chcieli być ze sobą tysiąc lat, wystarczył im czas dany tego
dnia, w którym się spotykali.
Dopiero
ciche westchnięcie kobiety stojącej w drzwiach kuchennych wyrwało
ją z zamyślenia. Obdarzona ciepłym uśmiechem rodzicielki starała
się odwzajemnić gest, ale smutny grymas na jej bladej twarzy
niewiele miał z tym wspólnego.
- Moulin,
zjedz z nami.
Jasnowłosa
pokręciła głową.
- Przepraszam
– wyszeptała, choć miała wrażenie, że jej niknął w
otaczającej ją przestrzeni – Nie dam rady. Pójdę się położyć.
Nie
czekając na odpowiedź, wspięła się po schodach na piętro. Czuła
się coraz gorzej; powoli szła w stronę swojego pokoju, sunąc
dłonią po zimnej ścianie. Łapczywie łykała hausty nieco
chłodniejszego wieczornego powietrza z nadzieją, że
obezwładniająca ją słabość za chwilę ustąpi. Posunęła się
jeszcze o jeden krok dalej, ale straciła równowagę i bez
przytomności upadła na podłogę.
________________________________________________________
To będzie - mam nadzieję - coś dłuższego. Z reguły mają pojawiać się tu same jednoparty, ale tego pomysłu nie dało się ująć w taki sposób.
Jakieś domysły, co, kto, jak? :)
Łohoho, widzę że zaczynamy z grubej rury! :D I to właśnie lubię! Mimo ciągłego zastanawiania się nie mam pomysłu o kim może być mowa (Ace? Chociaż mowa o nim była w ostatnim poście), wolę więc pozostać w tej nieświadomości do ciągu dalszego :D Bardzo fajnie opisane odczucia bohaterki, oby tak dalej.
OdpowiedzUsuń